W ostatni weekend byliśmy z zespołem w Łodzi. Braliśmy udział w serii wykładów Samuela Bragi, wyjątkowego misjonarza, który od ponad 10 lat jeździ po świecie i dzieli się Dobrą Nowiną. Miło spotkać znajomych, przyjaciół, zobaczyć twarze ludzi, których imion już od dawna nie pamiętam. Dla mnie jednak każdy wyjazd do Łodzi to pewnego rodzaju walka – walka z tożsamością przynależności.
W nadziei radośni, w ucisku cierpliwi, w modlitwie wytrwali;
List do Rzymian 12, 12
Wykłady odbywały się w Młodzieżowym Domu Kultury; ulicę od miejsca, gdzie mieszkałem. Te same trawniki, drzewa, horyzonty domów na pomarańczowo-granatowym od zachodzącego słońca niebie. Z jednej strony coś się zmieniło; dzisiaj jestem w innym miejscu, nowym otoczeniu, tworzę swoją rodzinę. Z drugiej; jakaś cząstka mnie pozostała w Łodzi. Próbowałem zabrać i zamknąć wszystko, ale nie wychodzi. Nie chodzi o miasto. Bardziej miejsca. Trawniki. Ulice. Ścieżki i wydeptane drogi pomiędzy budynkami, których dzisiaj już nawet tam nie ma. W moim sercu jednak pozostaną. Sercu i być może nawet pamięci, o ile za jakiś czas nie złączą się w całość ze snami i nie będę w stanie ich odróżnić.
Wspomnienia domu są cenne. Pamiętam zupę pomidorową z ryżem, dźwięk otwierającego się zamka od drzwi a nawet odgłos kroków mamy na podwórku, kiedy wracała z pracy. Pamiętam setki drobiazgów których znaczenie rozumiem tylko ja. Chcąc żyć dalej – pełnią życia – powinienem to gdzieś zostawić. Nie myśleć o tym – nie wspominać zbyt często. Ale to wszystko ma znaczenie, więc rozwiązaniem jest znalezienie równowagi. Balansu pomiędzy tym, co było i tym co jest dzisiaj.
Próbowałem się oszukiwać: „to koniec”, „ten rozdział został już zamknięty”, „nie ma do czego – do kogo – wracać”. A jednak czy tego chcę, czy nie, ta łódzka część mojego życia pisze się dalej – sama – za każdym razem, kiedy tam jestem. Pewnie od tego nie ucieknę i warto się z tym pogodzić. Nie ma też co udawać, że już uporałem się ze śmiercią Taty. Wszystko jest jeszcze takie świeże i kruche.
Czasami się wyłączam – zawieszam wzrok na przedmiotach lub zabawkach. Wtedy Franek pyta: – Cemu płaces tato?
Bóg dał mi dzisiaj tak wiele. Więcej, niż kiedykolwiek mogłem sobie wymarzyć. Robię w życiu to, co kocham. Moja praca jest moją pasją i zawsze mam co zjeść i w co się ubrać. Mam wspaniałą, wrażliwą córeczkę i małego, łobuzującego synka. Mam cierpliwą i kochającą mnie żonę oraz dom, do którego uwielbiam wracać.
I wtedy znowu słyszę: – No cemu płaces tato?
Nic nie odpowiadam choć myślę: – Właśnie dlatego synku. Właśnie dlatego.
Najnowsze komentarze